Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ofiary półświatka.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dobry początek! — szepnęła, chowając za gors pieniądze.
Później, jęła powoli, nadsłuchując na wszystkie strony, kierować się do sypialnego pokoju właścicielki „Helwiry“.
Jest w nim, nareszcie!...
Toaleta, sekretarzyk, wmurowana w ścianę kasetka...
Tam „stara“ trzyma kosztowności i forsę.
Lecz panna Maryśka zbyt na to była przezorna, aby zdecydować się obecnie na zdobycie tych skarbów... Klucze zabrała szefowa, a o włamaniu, bez statków, ani myśleć.
Nie, postąpi inaczej.
Pośpiesznym ruchem wyciągnęła wosk z torebki. Zręcznie jęła go przykładać do zamków, sprawdzając, czy należycie odbiły się odciski...
Potem dokładnie obejrzała okno. Otwierało się ono od zewnątrz.
— Dobra je! — mruknęła — Nie trudna tu będzie robota!...
Uważając, że wykonała swe zadanie, równie cicho, jak i przedtem, na palcach powróciła do przedpokoju.
Tam, naciągnęła płaszczyk i nie oczekując na Helmanową, opuściła wytworne apartamenty salonu mód, zamknąwszy za sobą drzwi prawie bez hałasu.