Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ofiary półświatka.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.

ry jeszcze nie natrafiono, lecz rychło tę straszliwą wieść pisma przyniosą?...
Z drżeniem otwierała gazety. Na szczęście, wszystkie milczały o podobnym wypadku.
Helmanowa, żeby się uspokoić ostatecznie, zwróciła się do jakiegoś biura prywatnych detektywów, które za sute honorarjum zobowiązało się zaginioną odnaleźć. Pocieszała się więc, iż lada godzina miejsce pobytu Hanki zostanie ujawnione, lub, że znużona i głodna, uprzykrzywszy sobie tułaczkę, powróci...
Jeśli chwilami niespokojne myśli dręczyły Helmanową — to jej ofiara, Fred, naprawdę, był złamany całkowicie i bliski najbardziej rozpaczliwych postanowień.
Nawet jego młodość i energiczna natura ugięły się pod podwójnym ciosem, Tem więcej, iż nadal wikłał się splot potwornej intrygi.
Fred nazajutrz, po tragicznych wypadkach, zamierzał również porozumieć się z Hanką. Sądził, że przekona ją, iż zastawiono na niego pułapkę i że dzięki dawnej znajomości z Maryśką, stworzono kompromitujące pozory, które w rzeczy samej, rozbić będzie łatwo. Toć prawda musi na wierzch wypłynąć — a Hanka, wysłuchawszy spokojnie szczerego wyznania, zrozumie ohydną grę matki. Co zaś się Lenki tyczy? Scena, jaką ujrzał, nadal napawała go wstrętem. Lecz czyż mógł odpowiadać za postępowanie siostry? Wszak dość chyba jaskrawo zaznaczył swoje oburzenie, policzkując Horwitza i żądając od Lenki, by natychmiast wyszła. Straszne, okropne, iż właśnie w takiej sytuacji zdradziecko pokazano ją Hance!