Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ofiary półświatka.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.

Z jednej strony, należy wycofać się z nieopatrznie rzuconej obietnicy małżeństwa, z drugiej zaś, nie utracić Lenki...
Trzeba tedy udawać obrażonego, trzeba udawać, że się wierzy, iż działała z bratem, do współki i inaczej postawić stosunek.
Oto przyczyna, czemu dyrektor, aczkolwiek drżał z niecierpliwości, nie zwrócił się pierwszy do kochanki, a dręczył w biurze Okońskiego, jakby chcąc go zmusić do przyśpieszenia telefonu od żony i ucieszył się bardzo, gdy to nastąpiło.
Przyjął Lenkę w swym wspaniałym gabinecie, zasłanym puszystemi bucharskiemi dywanami; ubrany w jedwabną piżamę.
W dalszym ciągu groźny mars błądził mu po czole, a choć wielką miał ochotę ją wycałować, srogo zagadał:
— Cóż cię sprowadza?
— Jakto, co mnie sprowadza? — powtórzyła, siadając w głębokim skórzanym fotelu. Pragnę wyjaśnić sytuację... Zachowałeś się ostatnim razem, więcej, niż brutalnie. Od tej chwili milczysz... Nie wiem, jak to rozumieć?
Udał oburzenie.
— Po postępku twego brata?
— A czyż ja — zawołała — odpowiadam za Freda?... Toć pozostałam przy tobie, narażając się na największe przykrości!!.. A gdyby tak wszystko powtórzył Ignacemu? Na szczęście, milczy... A ty, mnie nadal obwiniasz. Śmiesz posądzać, o jakieś dwuznaczne plany? Ulituj się!... Jakie?... Wszak sam propo-