Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ofiary półświatka.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.

prawdy ci powiem... Jesteś o mnie zazdrosny i nie jesteś zazdrosny... Należysz do kategorji tych mężów, którzy chętnie przymykają oczy na postępki żony, byle ta ich tak zdradzała, żeby mieli z tego pożytek i mogli sami w siebie wmówić, że postępując bardzo swobodnie, w rzeczy samej, jest im wierna... Bajecznie zachowane pozory... od czasu do czasu należy nawet zrobić żonie scenę, dla podkreślenia własnej godności, no i rogi na głowie też trochę swędzą... Najbardziej, podobny pan mąż, obawia się wyciągnięcia na światło dzienne prawdy... Poco? Na co? Jeszcze brzydko odzywanoby się o nim... Lecz, jeśli żonie wpływowy kochank się znudzi, a jego ominą zyski w postaci gratyfikacji i awansików, wtedy on złości się najbardziej... gotowy swą połowicę zmusić do zgody z kochankiem... Znów, oczywiście za pomocą niedomówień... A wiesz, jak to się nazywa? Półświatek!
Patrzył na nią zdumiony. Wreszcie wzruszył ramionami, symulując obojętność.
— Wiesz, Lenko! Kiedy cię pochwycą te twoje napady...
Lecz ona, nie zważając na wykrzyknik, dokończyła poprzednie zdanie.
— Półświatek... Bo są w półświatku niziny i wyżyny... Ci z nizin przynajmniej, postępują otwarcie i wyraźnie mówią, czego żądają od kobiety... Na wyżynach nie mówi się nic, ale zato pcha się do tego samego... Et, co tu gadać i tak stale udasz, że nie rozumiesz, lub zapłoniesz świętem oburzeniem...
Nagle urwała i szybko wybiegła do swej sypialni, tam zamykając się na klucz. A gdy pozostała sama,