Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ofiary półświatka.djvu/16

Ta strona została uwierzytelniona.

— Odniesie mi pani pieniądze, kiedy zechce!... Ale myślę, że nadal zachowamy dobre stosunki...
Bezwględnie! — z zapałem zawołała Okońska i odetchnęła z ulgą.
Teraz dopiero ciężar spadł z jej serca. Jeśli żałowała przedtem chwilę, że uniósłszy się chęcią zaimponowania Helmanowej, niepotrzebnie wygadała się o swym stosunku z Horwitzem, wywołując tem gniew właścicielki „Helwiry“ i mogąc się narazić na szykany, minęła ta obawa obecnie. Helmanowa nie czyni żadnych trudności i weksle zwróci. A Horwitz da bezwględnie dwa tysiące. Lenka odbierze nareszcie te przeklęte weksle i niebezpieczeństwo, wiszące nad jej głową, bezpowrotnie zniknie.
To też, ucieszona, jęła się z kolei wdzięczyć do Helmanowej.
— Naturalnie!... Naturalnie!... Zawsze zachowam o pani jaknajlepsze wspomnienie... Co zaś się tyczy długu...
Helmanowa poczuła, że nadszedł czas zastawienia sieci na ofiarę. I pieniądze odzyska i dokona zemsty.
— Proszę się nie niepokoić o ten drobiazg! — przerwała, zmierzając chytrze prosto do celu — Skoro wiem, jak się sprawy przedstawiają, jestem przekonana, że rychło pani z niego się uiści.
— Może, jutro...
— Jutro, pojutrze... Wszystko jedno... O coś innego mi chodzi!...
— Mianowicie? — zdziwiła się Lenka.