Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ofiary półświatka.djvu/167

Ta strona została uwierzytelniona.

zgłosić i mnie uprzedzić... Mniejsza o to... Gdzież jest ta złodziejska spelunka? W jaki sposób Hankę tam zawleczono? Co z nią robią?...
— Powoli, pani szefowo...
— Oczywiście zapłacę wam za te informacje! — oświadczyła, pojąwszy sens poprzedniego wykrzyknika! Dobrze, zapłacę... Ale jedziemy tam natychmiast...
Ironiczny grymas wykrzywił twarz dziewczyny.
— Powiedziałam, powoli, pani szefowo! — wycedziła złośliwie — Ile pani zapłacić zamierza?
— No... dam tysiąc... dwa tysiące.
— Hm... dwa tysiące pieniądz wcale ładny, ale dla nas to suma nieważna... Jedną tylko córkę ma właścicielka „Helwiry“ i drogo musi się okupić, żeby ją odzyskać! A pani Helmanowa, leży na pieniądzach!
Helmanowa zagryzła wargi z gniewu. Z jakim gustem spoliczkowałaby tę zuchwałą ulicznicę. Ale, opanowawszy się, wyrzekła nieco ochrypłym z podniecenia głosem:
— Ile żądacie?
Maryśka mrugnęła okiem po łobuzersku.
— Jak pani myśli?
— Proszę wymienić sumę! — powtórzyła Helmanowa, zniecierpliwiona tym targiem.
Dziewczyna dalej cedziła powoli:
— Wolność dziecka dużo warta...
— Pozostawmy te uwagi na boku!
Głos tamtej zabrzmiał teraz niezwykle ostro...
— Chce pani wiedzieć? Powiem! Pani daje kil-