Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ofiary półświatka.djvu/192

Ta strona została uwierzytelniona.

w policyjnych kartotekach. O „pięknym Tolku“ wiedziano, że kręcił się koło łasej na miłostki właścicielki „Helwiry“ i korzystał z jej zapomóg, utrzymując jednocześnie stosunki z dziewczyną. Lecz on właśnie wraz z Helmanową został zamordowany. A dziewczyna przepadła.
Cóż to miało oznaczać? Zgładzono ich umyślnie, by nie mogli powiedzieć, gdzie znajduje się Hanka? Bo, stwierdzał Bartmański, że znana im była owa „melina“ i zapewne, aby ją wskazać przybyli do mieszkania Helmanowej. Złoczyńca więc jakiś, lub szajka bandytów, poszła za niemi w trop, a nie mogąc wydusić od właścicielki „Helwiry“ wysokiego okupu za uwolnienie córki, zabiła ją, sprzątając jednocześnie niedogodnych świadków? Lecz któż ich wpuścił do mieszkania? Toć nie wdarli się tam siłą? A trudno przypuścić, żeby Maryśka była z niemi w zmowie i zamordowała swego kochanka! Wykluczone! Raczej i ona jest ofiarą...
Sprawa komplikowała się coraz bardziej i najlepsi detektywi próżno łamali sobie głowy. Zadanie utrudniała jeszcze i ta okoliczność, że apartamenty „Helwiry“ wysłane były grubemi dywanami i stopy zbrodniarzy nie pozostawiły tam śladów. Dalej, na meblach zaleziono tylko odciski palców Tolka i Maryśki. Również nieszczęście chciało, że tej nocy dozorca zachorował i sam nie otwierał bramy, wyręczając się pomocnikiem, chłopakiem głupkowatym i nierozgarniętym. Twierdził on stanowczo, że nikogo nie widział, tylko znajomych wpuszczał lokatorów i złoczyńcy wejść musieli przed zamknięciem bramy