Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ofiary półświatka.djvu/194

Ta strona została uwierzytelniona.

go się uspokoić Bartmański, nie odstępujący go ani na krok, pozostawały daremne.
Śmierć Helmanowej i na wielu innych osobach w Warszawie sprawiła wstrząsające wrażenie. Z odmiennych jednak przyczyn. Helmanowa umiała wciągnąć w swe sieci wiele pań „przyzwoitych“, wielu mężczyzn, zajmujących odpowiedzialne stanowiska. Teraz, gdy ją niespodziewanie zamordowano, kiedy nie usunęła kompromitujących papierów, mógł wybuchnąć niebywały skandal. A co będzie, jeśli policja nieprędko morderców pochwyci i zechce wzywać po kolei każdego, czyj bilecik, lub adres pozostał w apartamentach „Helwiry“? Wiele w tym to tragicznym dniu zauważyć można było wytwornych pań i panów, o minach niewyraźnych, którzy niepewnie dążyli ulicami, jakby unikając ludzkiego spojrzenia.
Czy i o mnie już wiedzą? — rysowało się na ich twarzach zapytanie — Cóż będzie, gdy się dowiedzą? Iluż „poważnych“ mężów spędziło popołudnie, w zaciszu swych gabinetów, myśląc z rozpaczą o skutkach rewelacji, jeśliby prasa brukowa ujawni ich nazwiska. Poprzysięgano sobie poprawę i niby fala cnoty powiała po stolicy...
Osoby najwięcej skompromitowane wolały nie oczekiwać na dalszy przebieg wypadków. Hrabina Melsztyńska poczuła nagle, że powietrze warszawskie jej nie służy i wyjechała gdzieś na wieś, zapominając pozostawić swój adres. Toż samo uczyniła baronowa Della Peaux, znikając niespodzianie z horyzontu, a pulchna i rozkoszna dyrektorowa Stalińska, nie mogąc upozorować wyjazdu przed mężem, legła nagle do łóżka, oświadczywszy, że cierpi na