Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ofiary półświatka.djvu/204

Ta strona została uwierzytelniona.

lec Nr. 312!.. Moją narzeczoną, Hankę Gliniewską!... Panie posterunkowy! Proszę zatelefonować do Urzędu Śledczego, tam wiedzą o wszystkiem! A my, z przyjacielem, pędzimy na Solec, bezzwłocznie!..
— Zaraz, zaraz! Powoli! — odparł przedstawiciel porządku publicznego. — Tak nie można... Panów zastałem przy zwłokach! To podejrzane! Panowie pójdą ze mną do komisarjatu... Nie wiem, czy wierzyć ich wyjaśnieniom?...
— Ale, niechże się pan ulituje nad nami! Toć chyba łatwo poznać, że nie popełniliśmy tej zbrodni! — błagał Fred. — A może być zapóźno!... Oni zamordują, moją Hankę! O życie ludzkie chodzi!
A gdy posterunkowy, jeszcze patrzył niedowierzająco, Bartmański dodał:
— Oto mój dowód osobisty! Jestem dość znanym handlowcem! Sprawa tak się ma istotnie, jak ją przedstawił mój przyjaciel. Dziewczyna, zdołała przed śmiercią wyszeptać, gdzie więżą pannę Gliniewską, córkę Helmanowej. Czytał pan chyba o tem w gazetach? O ile, pośpieszymy tam natychmiast, a pan zawiadomi Urząd Śledczy, istnieje nadzieja, że uda się ją uratować... Zbytnia zaś formalistyka i składanie zeznań w komisarjacie spowodowałoby zwłokę, mogącą przyprawić pannę Gliniewską śmierć!
— Wierzę panom! — oświadczył policjant poważnie. — Niema czasu do stracenia! Proszę jechać, a ja zawiadomię władze...
Fred z Bartmańskim popędzili teraz naprzód, daremnie poszukując samochodu. Wreszcie dopadli