Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ofiary półświatka.djvu/214

Ta strona została uwierzytelniona.

— O, łotry!... Pokrzyżowałem ich zamiary... — dalej opowiadał historję ocalenia Hanki.
A kiedy ukończył, spojrzał na nią wzrokiem, w którym się malował cały ogrom serdecznego oddania.
— Pozostaniesz ze mną, Hanko? — zagadnął. — Czy też jeszcze mi nie wierzysz i znów zechcesz uciec?
Powoli wyciągnęła do niego przezroczystą prawie, delikatną rączkę.
— Moja, moja wina, Fredzie! — cicho szepnęła.
— Czemuż twoja?
— Zbłądziłam... Zbłądziłam przez brak zaufania!... Prawdziwa miłość powinna być na tyle silna, że jej nie przestraszą najgorsze pozory!... A ja dałam się otumanić pozorom... Ta wstrętna dziewczyna, Maryśka, sama mi wyjaśniła wszystko, sądząc, że cię więcej nie ujrzę... Aby się naigrawać i nacieszyć moją boleścią! Och, jak pobłądziłam! Czy wybaczysz, Fredzie?
Miast odpowiedzi, jął osypywać pocałunkami, wyciągniętą doń, drobną rączkę...

∗  ∗

Drab, wiedźma i Maryśka zostali skazani na wiele lat ciężkiego więzienia. Pieniądze i kosztowności, zrabowane Helmanowej, odnaleziono nietknięte — a stanowiły one wcale znaczny majątek.
Ale Korskich nie olśniło to dziedzictwo. Jeszcze przed ślubem, ofiarowała Hanka całą fortunkę, lat tyle zbieraną skrzętnie przez właścicielkę „Helwiry“ — na cele dobroczynne...

KONIEC.