Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ofiary półświatka.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.

czać do mieszkania... Zapamiętaj więc sobie jedno!.. O mnie, pomimo najlepszych chęci i największych wysiłków, nie wiesz nic, podczas gdy ja mam takie dowody, że w każdej chwili mógłbyś osiąść w areszcie...
Tolka porwała nagła pasja. Ta przeklęta baba, nietylko odprawiała go z kwitkiem, bo po obecnej scenie ani marzyć było o jakiejkolwiek pieniężnej „zapomodze“, ale igrała z nim tyle czasu, bawiła się niczem kukłą, gdy on uważał, że jest od niej sprytniejszy i bardziej przebiegły. A teraz śmie triumfować i rzuca pogróżki! Żeby choć czemkolwiek móc się odpłacić!
Pod wpływem gniewu i nie mając w obecnej sytuacji już nic do stracenia, zrzucił maskę i skrzywiwszy się złośliwie, zapytał:
— Hm!.. Sądzisz, żem ostatni osioł!.. A Gliniewska? Nic ci nie mówi nazwisko Hanki Gliniewskiej?...
Helmanowa lekko drgnęła, na tyle nieoczekiwanie wybiegło nazwisko jej córki z ust kawiarnianego apasza. Wnet jednak odparła spokojnie:
— I cóż ty wiesz o Gliniewskiej?
Teraz z kolei Tolek się zdumiał. Choć o Gliniewskiej, mimo wysiłków, nie zdołał się nic dowiedzieć, sądził, wnioskując ze zdenerwowania, jakie wówczas zdradzała Helmanowa, że większe wrażenie wywrze to nazwisko. Z typową wprawą jednak szantażysty, począł kręcić i straszyć:
— Hm... hm... Mieszka na Długiej... Coś niewyraźnego!... Gdyby dowiedziano się, że wciągasz studentki do „Helwiry“? Hm... hm... Brzydka sprawa!... Panienka wyszła stąd zapłakana... Podstępnie omotujesz ją w swe sieci?... Myślę...