Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ofiary półświatka.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.

Helmanowa porwała się z miejsca i tupnęła nogą o podłogę z taką siłą, że Tolek, przestraszony, przerwał nagle i umilkł.
— Durniu! — zawołała z gniwem — Głupcze potrójny, który udajesz, że coś wiesz, a naprawdę nic nie wiesz... Hanka Gliniewska! Wara ci od niej!.. Dowiedz się, że Gliniewska jest moją córką, choć nosi inne nazwisko. Bynajmniej tego nie ukrywam. Wyszła zapłakana, bo miałyśmy dość przykrą rozmowę... Wychowała się zagranicą, obecnie przyjechała niedawno... Przez nią właśnie, zamierzam sprzedać, lub zlikwidować „Helwirę“ i zapewne wyjadę z Warszawy... Tak!... Wytrzeszcz jeszcze więcej oczy!
Istotnie, źrenice Tolka rozszerzyły się ze zdziwienia niezmiernie i stał teraz przed Helmanową z wyrazem twarzy nieskończenie głupim. Strzał całkowicie spalił na panewce i musi z dalszej walki zrezygnować. Czyż domyśliłby się kto kiedy, że Gliniewska jest jej córką? Że Helmanowa wogóle ma córkę? Dobrze się wybrał... Chcąc babę nastaszyć, nie tylko nie osiągnął celu, a więcej ją rozdrażnił. Sam djabeł sobie z nią chyba poradzi! Trudno teraz nagabywać o „odszkodowanie“ i Tolek najlepiej zrobi, jeśli stąd odejdzie!..
Zamierzał właśnie udać obrażonego i nie skłoniwszy się nawet Helmanowej, opuścić salonik, gdy wtem z ust tej ostatniej, wybiegły niespodzianie słowa, już pozbawione gniewu:
— Kiepski z ciebie detektyw! Bądź sprytniejszy innym razem! A teraz siadaj, bo chcę ci coś powiedzieć...
Tolek zawahał się chwilę, lecz usiadł. Właści-