Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ofiary półświatka.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

Lecz, zanim która się zgodzi, zechce wiedzieć, czego od niej zażądasz...
— Słusznie! — mruknęła, a niezbyt zadowolona, że z konieczności musi we wszystko wtajemniczyć Tolka, jęła ogólnikowo informować: — Będzie miała bardzo łatwe zadanie... Przyjdzie do mnie pojutrze, wieczorem... Pozostawię ją, sam na sam, z pewnym młodzieńcem... Ma udać, za wszelką cenę, że łączą ich bliskie stosunki... Gdyby gwałtownie zaprzeczał, musi wmawiać czelnie, nawet przy świadkach, że jest jej kochankiem...
— A nie wyniknie z tego awantura? — przezornie zapytał.
— Najmniejsza! Toć wszystko rozegra się u mnie w mieszkaniu, a ja chyba nie dopuszczę do skandalu... Żadnego ryzyka... Powie, co ma powiedzieć i odejdzie... Ot, zwykła komedyjka, z której dziewczyna później sama się uśmieje... Zresztą, roli ją nauczę...
— Skoro jest, jak mówisz! — rzekł uspokojony. — Sądzę, że ci sprawę pomyślnie załatwię... A nuż, Mary przystanie? Na kiedy ci ona potrzebna?...
— Przyjdzie do mnie jutro obgadać szczegóły, a pojutrze odbędzie się samo „przedstawienie“! Oczywiście dobrze ją wynagrodzę... Pięćset złotych! — rzuciła, chcąc zachęcić go sumą, a jednocześnie obawiając się, czy nie wymieniła za wysokiej i nie zwróci to uwagi, że zadanie nie jest tak proste, jakby się na pierwszy rzut oka zdawało. — Tak! Dam pięćset złotych!..
— Niezłe honorarjum! — zauważył, myśląc o tem, że Mary połaszczy się napewno na podobną