Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ofiary półświatka.djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.

A gdy odszedł, wyraz triumfu osiadł na jej twarzy.
Plan jest tak znakomicie obmyślony, że nie może się nie udać. A wtedy Hanka... Hance otworzą się oczy...
Mniej możeby była zadowolona, gdyby nieco później, mogła posłyszeć rozmowę, jaką wiódł zacny pan Tolo z panną Mary.
Dziewczyna, wysłuchawszy z natężoną uwagą szczegółowego sprawozdania Tolka o wizycie u Helmanowej, oraz o późniejszej propozycji, czy podjęłaby się wykonać zadanie, do którego potrzebna jest właścicielce „Helwiry“, poczęła się długo a złośliwie śmiać.
— Durniu kołowaty! — zawołała, w swej swoistej gwarze — Frajerze nad frajerami!... Każda baba cię wykiwa!
— Jakto? — oburzył się wytworny młodzieniec — Cóż miałem robić? Siłą jej nie zmuszę, żeby żyła zemną? A lepsze trzy tysiące, niż guzik! Ty zaś nic nie ryzykujesz, jeśli się zgodzisz!
Mary zerknęła na towarzysza, jak się patrzy na skończonego głupca.
— Posłyszałeś, że masz dostać trzy tysiące i już jesteś zadowolony? Och, byle ochłapem można się od ciebie odczepić... A tyle miesięcy próżnych zachodów? Tyle nadskakiwań? Myślisz, że na to przystanę? Mądrzejsza jestem od ciebie i jeśli wywącham „robotę“, tak łatwo jej nie rzucam... A ty i te twoje interesy? Wyśledził jakąś Hankę Gliniewską i był kontent, że skarb znalazł! Tymczasem, pokazuje się że to córka tej starej i Helmanowa tylko się uśmia-