się zgadzam... Lecz pożytek nieco większy wyciągnę... Pięćset złotych dla mnie frajer!
— Więc, ty?
— Bądź spokojny, otrzymasz swoje... Grubo więcej, niż liczysz... Jeszcześ nie pojął? Najprzód, przeniknę, co właściwie „kant“ Helmanowej znaczy i pewnie mi się to przyda... Ale najważniejsze!.. Nareszcie znajdę się w jej mieszkaniu! Tyś tam łaził miesiącami i nic nie wskórałeś, mnie jeden wieczór wystarczy! Teraz o nic się nie pytaj, bo nie odpowiem!
— Kiedy...
— Osioł jesteś!
Tolek niezbyt miał rozradowaną minę. Wolał wziąć trzy tysiące bez ryzyka, za to przyjemnie spędzić jakiś czas, niźli się wdawać w awantury. Obawiając się jednak Helmanowej, bardziej jeszcze bał się wybuchów gniewu Mary. Pozatem, zepsuty do cna i tchóżliwy, nie odznaczał się silnym charakterem, i gdy dobrze nań krzyknięto, zazwyczaj zgadzał się na wszystko.
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ofiary półświatka.djvu/35
Ta strona została uwierzytelniona.