Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ofiary półświatka.djvu/44

Ta strona została uwierzytelniona.

tonem spokojnym, Helmanowa, która sama zaznacza, że pragnie usunąć się z ich drogi, jedynie zamierzając omówić niecierpiące zwłoki sprawy — to było, co innego. Aczkolwiek przykrość wielką stanowiła dlań podobna rozmowa, podświadomie wyczuwał, że nie da się jej uniknąć. Toć Hanka całkowicie dotychczas zależała od matki i przestały się widywać zaledwie od tygodnia. Długoletnich więzów nie zrywa się łatwo.
Jeśli był przygotowany na „przejście“, to inaczej je sobie wyobrażał, a nawet napawało go ono lękiem, ze względu na Hankę. Sądził, że właścicielka „Helwiry“ łatwo nie zrezygnuje ze swych praw, wywoła awanturę, lub też scenę brutalną, mogącą odbić się fatalnie na nerwach Hanki. Tymczasem list świadczył, iż kochając głęboko córkę, pogodziła się z losem i nie zamierza doprowadzać do przykrych scysji, lub skandalów.
Fred poczuł nawet niejaką wdzięczność dla Helmanowej. Jednak w najbardziej zepsutej naturze, miłość prawdziwa potrafi wykrzesać szlachetniejsze uczucia. Cóż za skomplikowane sprawy pragnie ona poruszyć? Może chce przyjść z ukrytą pieniężną pomocą, twierdząc, iż jakiś kapitalik należy się Hance. Ale pomocy matrjalnej od Helmanowej, Fred pod żadną postacią nie przyjmie. Również Hanka. O tem niechaj Helmanowa zapomni.
Lecz, czy odgadł słusznie? A nuż, nie o kwestje materjalne chodzi, ale o coś innego? O co? Zawikłane sprawy rodzinne? Jakież mogą być te sprawy?