Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ofiary półświatka.djvu/60

Ta strona została uwierzytelniona.

— Musimy wszystko rozsądnie obgadać... A tu nie miejsce po temu...
W samej rzeczy trudno im było wieść nadal na ten temat rozmowę, bo do pokoju w tejże chwili weszła Helmanowa...
— Znudziliście się bezemnie?
Lenka musiała popisać się swym trjumfem:
— Spotkało mnie wielkie szczęście! — zawołała — Dyrektor oficjalnie prosił o moją rękę...
Helmanowa zerknęła niedowierzająco, lecz Horwitz pośpieszył potwierdzić oświadczenie Lenki, choć był nieco zły, iż wyrwała się z niem przedwcześnie.
— Tak! — rzekł z pewnem zmieszaniem — zamierzam poślubić panią Okońską... Nastręczają się pewne trudności, ale sądzę, że usuniemy je z naszej drogi...
— Stary osioł! — pomyślała w duchu, ale ponieważ obecnie obchodzi ją to mało a pragnęła tylko wciągnąć podstępnie sprowadzoną parę w swą grę, pozornie jęła się cieszyć i winszować: — Świetny pan czyni wybór, dyrektorze — gadała z rozlanym na twarzy wyrazem udanego rozczulenia — Doskonały... Przekonana jestem, że wzorowe utworzycie stadło... Pani Lenka jest tak przywiązana do pana... Niechże pierwsza wam złożę życzenia wszelkiej pomyślności...
Wyciągnęła ubrylantowaną dłoń do Harwitza, który ucałował z pewnym przymusem, poczem zbliżywszy się do Lenki, pochwyciła ją w swe ramiona, ściskając długo.
Dopiero gdy skończył się potok czułości, zawołała, zapraszając do stołu.