Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ofiary półświatka.djvu/88

Ta strona została uwierzytelniona.

że za marne pieniądze dałaś się użyć do niecnej roli... Wstydź się! Ty, moja towarzyszka lat dziecięcych!
Dziewczyna przestała symulować płacz i rzuciła nieokreślone spojrzenie.
Tymczasem Helmanowa z jakimś dziwnym grymasem na twarzy, słuchała spokojnie wyrzutów Freda. Obrzydziwszy go Hance, — teraz chciała Korskiego zgnębić moralnie, przytłoczyć tak mocno, by nie powstał i dalej się nie bronił. Toć Lenka znajduje się tam obok. Gdy ją ujrzy w sytuacji nie pozostawiającej najmniejszych wątpliwości, ze wstydu ucieknie i nie zdobędzie się na odwagę, by nadal narzucać się Hance. Niczem doświadczony wódz, przewidziała najdrobniejsze szczegóły batalji.
To też, jeszcze spokojniej, niźli poprzednio, wyrzekła:
— Sądzę, że po tem, co pan zobaczy, zmieni pan zdanie!
— Cóż mam zobaczyć?!
— Małą rodzajową scenkę!
— Jaką? — zagadnął teraz niespokojnie, przeczuwając, że nie skończyły się jeszcze przykrości.
Właścicielka „Helwiry“ postąpiła naprzód o parę kroków.
— Twierdzi pan, panie Korski, — wycedziła złośliwie — iż nic pan nie zawinił względem panny Maryśki, a ja ukułam brudną intrygę? Znakomite tłumaczenie się! Tylko...
— Tylko?
— W sąsiednim pokoju znajduje się pańska siostra!