ne przycinki... — Czy ci nie wstyd wypominać, że mojej matce dajesz jałmużnę? Żeś mnie kupił, jak zwierzę i że z tem zwierzęciem masz prawo czynić, co ci się spodoba? O jakiś ty wstrętny! I podły... Bo sądzisz, że wszystko zniosę, bo nie mam dokąd się udać, ani nikt nie stanie w mojej obronie? Och, tyś odważny tylko ze słabemi, a przed mocniejszemi się płaszczysz...
Pergaminowa twarz pana Ignacego poczynała zlekka różowieć. I w nim wrzał potężny gniew, ale opanowywał się z całej siły. Lenka zadrasnęła go, jak mogła najboleśniej.. Domowy tyran nie znosił oporu i nie znosił, gdy kto mu mówił prawdę w oczy. Ale gdy natrafił na mocny opór, miękł, obawiając się skandalu i awantury. O, bo odgadła go Lenka dobrze. Nieugięty i szorstki dla podwładnych w firmie, w której był prokurentem, proch gotów był zamiatać przed szefami lub dyrektorem. Arogancki z ludźmi nieśmiałymi, cofał się, natrafiwszy na energicznego. Był to typowy lis, o powierzchowności zasuszonej mumji, lubiący chodzić lisiemi drogami i nie znoszący otwartej walki. A w życiu, właściwie, posiadał dwie namiętności — pieniądze, dla których gotów wszystko był poświęcić — i drugą namiętność — kobiety. Choć nie okazywał tego Lence, obawiając się utracić swój prestige w jej oczach, kochał jej ciało i nieradby się z niem rozstać.
Lecz teraz, co czynić? Scena gwałtowna zaskoczyła go nagle i sam nie wiedział, na co się zdecydować. Ustąpić i przeprosić Lenkę? Niemożebne! Nikt się dobrowolnie nie pozbywa władzy. Dać folgę uniesieniu? Ją dziś ogarnął szał, — może dojść do licho
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Półświatek.djvu/114
Ta strona została uwierzytelniona.