trwionych nad książkami, jedynem mojem marzeniem było stać się mądrą, posiąść mocny, prawy charakter, aby upodobnić się do matki... Ty wydawałaś mi się taka czysta, taka daleka od wszelkiego brudu... I pod wpływem tego, ulepionego w mej wyobraźni obrazu, odpadło odemnie wszystko poziome... wstrętem mnie napawał widok zgnilizny życia... — Tymczasem
— Tymczasem? — Helmanowa opuściwszy głowę, chcąc ukryć mimowolnie ogarniające ją wzruszenie, nerwowo skubała palcami brzeg batystowej chusteczki. — Tymczasem?...
— Powrót do kraju spowodował ten przełom... Począł mi się nasuwać szereg zapytań, nad któremi dotychczas nie zastanawiałam się nawet na sekundę... Dlaczego nie mieszkamy razem? Dlaczego przybierasz inne nazwisko, gdy w Szwarcarji byłaś Gliniewską? Czemuż niezadowolona, jeśli niespodziewanie cię odwiedzę i tak prędko stale pragniesz się mnie pozbyć z „Helwiry“, matko... Kim, wreszcie był mój ojciec, o którym nic mi nie wiadomo...
— Nie mogłaś się do mnie zwrócić, po wyjaśnienia?
— Czyż nie zapytywałam cię, matko?... Odpowiadałaś mi stale w sposób, tak nieokreślony, iż to niepokoiło bardziej jeszcze... I podniecało ciekawość... Niby bohaterka sensacyjnej powieści, stanęłam przed dręczącą zagadką, jakiej nie umiałam rozwiązać... Nie mogłaś ze mną wspólnie zamieszkać, bo na to nie pozwalała szczupłość twego lokalu, a wszak „Helwira“ zajmowała szereg salonów... Zmieniłaś nazwisko, gdyż ci to ułatwiało sprawy
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Półświatek.djvu/130
Ta strona została uwierzytelniona.