uczucie. Jej uroda nie posiadła jeszcze należytej oprawy — on ją otoczy dostatkiem. A Lenka, która równie obojętnie w salonach „Helwiny“ przyjęłaby pieszczoty każdego, choćby był ułomny i odrażający, umiała teraz Horwitzowi wytłumaczyć, że li tylko tak się „stało“, bo spodobał się jej od pierwszego wejrzenia.
Sielanka trwała w pełni — a w głowie Lenki rodziły się przeróżne projekty. A nuż Horwitz zechce ją rozwieźć z mężem i zostanie dyrektorową? Dyrektorową! Magiczne to słowo napełniło ją drżeniem i z góry nieco już spoglądała na pana Ignacego. Osioł... o ileż stał się uprzejmiejszy i zmienił swe postępowanie, odkąd zauważył, że dyrektor, odwiedzający ich pod przeróżnemi pozorami dla niej przybywa i jej nadskakuje.
Nie śmie już teraz się wyrwać z ostrzejszem słówkiem, lub wymówką... Pani Lenka nie zamierzała nawet chwilowo wyprowadzać się z domu, nie wiedząc, jakie Horwitz żywi w rzeczy samej plany...
Lecz zato, po swojemu, po kobiecemu, mściła się nad mężem, a Okoński nie rozumiał, lub udawał że nie rozumie niektórych złośliwości.
Zbyt sprytny na to, aby nie pojąć, co skłoniło zazwyczaj dumnego zwierzchnika do niespodziewanej zażyłości z urzędnikiem, milczał przezornie, nie wiedząc, jak daleko zabrnął stosunek Lenki z Horwitzem i udając, że jeno nagłej sympatji szefa do swej osoby zawdzięcza te częste odwiedziny. Zresztą do milczenia skłaniały go i inne względy. Dyrektor przyznał mu ni z tego ni z owego kilkaset złotych gratyfikacji za jakiś bilans, którego pan Ig-
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Półświatek.djvu/156
Ta strona została uwierzytelniona.