— Tylko?
— Przypominam, że mąż będzie musiał zapłacić za weksle!
Apatyczna natura Lenki zdobyła się na prawdziwy odruch gniewu.
— To podłe!.. — krzyknęła gwałtownie. — Podłe... to szantaż... Namowa do nierządu...
Helmanowa obrzuciła swą ofiarę zimnym wzrokiem, powoli cedząc wyrazy:
— Zechce się pani liczyć ze słowami! Obrażać się nie pozwolę! Któż tu do nierządu namawia? Ustalmy fakty... Znalazłam się w posiadaniu zobowiązań z żyrem małżonka, pana Okońskiego... Nie wiedzieć czemu, strasznie się pani obawia, aby nie dowiedział się o terminie płatności, na który, zdaje się, powinien być przygotowany... Wielce to dziwne, dziś nikogo weksel bardzo nie straszy...
— Bo... bo...
— Dokończę... Dlatego panią ogarnął taki lęk o kieszeń męża, że podpisy na wekslach są sfałszowane!
— Sfał...
— Sfałszowane! — powtórzyła Helmanowa, mocno uderzywszy ubrylantowaną ręką w stos żurnali pokrywających stół. — Wiedziałam o tem od początku... Pani podrobiła podpis... Obecnie, znając dobrze charakter męża, obawia się, że gdy pozna prawdę, a dwa tysiące złotych stanowi dlań sumę znaczną, nietylko zobowiązań nie zapłaci, lecz dopuści do skandalu, sprawy sądowej, rozejdzie się natychmiast... Może się mylę? Nie? Sądzę, iż nie
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Półświatek.djvu/29
Ta strona została uwierzytelniona.