pełzły pierwsze wieczorne cienie. Gdyby nie półmrok, łatwo spostrzegłby, że nietylko jest bledsza niż zwykle, lecz ma zapadnięte policzki, oczy podkrążone, noszące ślady wylanych łez
Lecz nie mógł tego zauważyć, a zreflektowawszy się że poprzednią uwagą, mimowolnie jej sprawił przykrość, zmienił przedmiot rozmowy.
— Studjuje pani, panno Hanko! — rzekł, wskazując szereg książek, leżących na stole. — Pani pokój, to istna pracownia literatki, czy uczonego.
Powiódł wzrokiem dokoła. W rzeczy samej urządzenie gabineciku Gliniewskiej, choć nosiło piętno kobiecej ręki, dalekie było od niewieściej zalotności. Wzdłuż ścian ciągnął się rząd niskich, drewnianych półek, a na nich stały tomy i tomiki w różnobarwnych oprawach. Nad niemi porozwieszano gustownie kilimy, ozdobione tu i owdzie akwarelą, reprodukcją dzieła sztuki lub gipsowym odlewem. Tak wygląda pokój kobiety, która pracuje i myśli, a nie kokietki, czy modnisi. Parę kwiatów w ceramikowych wazonach ożywiało całość, a stojący pośrodku stół, służył za biurko.
— Ciekaw jestem, co pani studjuje? — powtórzył, podniósłszy się z krzesła i podchodząc do stołu — Pewnie jaka rozprawa filozoficzna! — dodał, biorąc jedną z książek do ręki.
— Niech pan zostawi! — wyrwał się Hance nagle okrzyk.
Fred zdziwiony położył książkę na miejsce. Ale już było za późno. Zdążył przeczytać. Tytuł broszury brzmiał: „Samobójstwo“, a na otwartej kar-
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Półświatek.djvu/46
Ta strona została uwierzytelniona.