chu prawdopodobnie zepsutą i przewrotną istotą... Nie dziwię się. Znajomość z właścicielką „Helwiry“ rzuca cień na każdą kobietę... A tu mogą mieć miejsce dwa wypadki.
— Jakie?
— Będę mówił szczerze i przepraszam z góry, jeśli moje wnioski mogą cię dotknąć...
— Mów! — rzucił krótko Fred, nieco ochrypłym z podniecenia głosem.
— Albo twoja znajoma nie uczyniła nic niewłaściwego, a Helmanowa stara się ją tylko w swe sieci uwikłać a ona boi się o tem komukolwiek zwierzyć..
— Albo...
— Albo też w jej przeszłości istnieje coś, jakiś lekkomyślny romans, nieopatrzny krok, o czem wie Helmanowa i najbezczelniej wykorzystuje tę okoliczność, chcąc biedaczkę pochwycić w swe szpony...
— Boże! — zawołał z nowym przypływem rozpaczy Korski, w którego wyobraźni zarysował się niezwykle jaskrawo obraz Hanki, w objęciach innego mężczyzny — Boże, jakie to straszne... A ja ją tak miłowałem!.. Bodaj więcej nad siostrę, nad matkę!.. Lenka już jest lekkomyślna, lecz nigdyby nie zabrnęła w podobną sytuację, by zależeć od takiej Helmanowej...
Och, jakże Fred był daleki od prawdy. Lecz Bartmański nie podchwycił tego porównania. Po cóż? Nie miało ono nic do rzeczy, a zestawienie osoby siostry Korskiego, którą znał oddawna, z domem schadzek wydawało mu się równie niemożebne, jak i Fredowi. Zerknął tylko na salę, w obawie czy kto nie podsłuchuje ich nazbyt ożywionej rozmowy, poczem
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Półświatek.djvu/89
Ta strona została uwierzytelniona.