wytłomaczyć, bo cała jego pensja wynosi zaledwie nieco więcej, niżli połowę tej sumy, a jest już pod koniec miesiąca!...
— On był złodziejem?
— Nie, nie był on w żadnym wypadku złodziejem i na tem polega cała tragedja! Jemu podrzucono te pieniądze, celem zepchnięcia na niego podejrzeń...
— Więc, kto?
— Historja istotnie wielce tajemnicza! Pieniądze nie mogły zostać wyciągnięte przed wyjazdem kasjera, bo liczono je papierek, po papierku... Nie mogły zostać skradzione przez żadnego z urzędników, bo ogniotrwała kasa była znakomicie zabezpieczona, tajemnicę otwierania jej znało tylko dwóch ludzi — mój bohater i kasjer! Jeno przy pomocy włamania, można się było dostać do wewnątrz... a włamania nie było — wszystkie zamki znajdowały się w jaknajwiększym porządku! Pozostaje wreszcie kasjer... ten jednak klucze oddał i wyjechał z Warszawy!
— Więc, któż ukradł ostatecznie, skoro pan przyjmuje, że młodzieniec był niewinny? Jak pan wybrnął w powieści z tego Conan Doyle‘owskiego zagadnienia?
— Ja przypuszczam — to jest w powieści przypuszcza bohater, że winien był kasjer!
— Co? Kasjer? Człowiek nieposzlakowany? Ponosi pana bujna fantazja! Czem pan to motywuje?