Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Rycerze mroku.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.

gardło! Bogu dzięki! iż podobne przygody dziać się mogą tylko w powieści!
— Tak pani sądzi? Hm... zapewne... Więc, dalej... Po tych straszliwych przejściach młodzieniec odbywa swą karę, niby żywy trup, przez cierpienie zobojętniały na wszystko i wszystkich!.. Jeśli czasem zapytuje samego siebie, jakim jest dalszy cel jego egzystencji, to aby wytłomaczyć własne tchórzostwo, wytłomaczyć, czemu sam nie zakończył porachunków z życiem... oszałamia się czy to myślą możliwej rehabilitacji... czy też zemsty nad przewrotnym człowiekiem, bo nie wiedzieć dla czego, za sprawcę swego nieszczęścia, poczytuje kasjera... W takim nastroju trwa dwa lata w więzieniu!
— A później?
— Kiedy wyszedł z za krat, rozpoczyna się najciekawsza część powieści...
— Najciekawsza?

— Tak! Łudzi się przez dni parę na wolności, iż zaczepić się gdzie zdoła, że ktokolwiek, dopomoże mu do otrzymania najskromniejszej posady, że poda rękę, aby podźwignąć... a on wtedy będzie mógł wszcząć kroki, celem wyświetlenia straszliwej tajemnicy. Lecz, niestety, paru nielicznych przyjaciół, odsuwa się odeń ze wstrętem, może ze strachu tylko, bojąc się... skompromitować okazaniem pomocy człowiekowi, co nosi wyrok hańbiący na czole! Och! gdyby był złodziejem i miał, choć

112