— A... a.... doznał takiego olśnienia, jakby spostrzegając nowe jakieś odkryte światy... Boże! więc to tak... i pan jest na tropie....
— Pracuję z polecenia rejenta Smulskiego, u którego zdeponowano testament... Zresztą, zainteresował mnie sam pański proces... Lecz obecnie dość...
— Czy zebrał pan przeciw nim dowody?
Detektyw uśmiechnął się lekko.
— Powiedziałem — na dzisiaj dość!... Proszę teraz pójść się położyć do łóżka i być u mnie jutro o piątej popołudniu, lub nawet rano o jedenastej... jeśli pan, jak sądzę, rychło pragnie opuścić Balasa... Wynajdziemy inne mieszkanie!
— Tylko jeszcze...
Detektyw widocznie uważał, że chwilowo niema nic więcej ciekawego do opowiedzenia i zapewne spieszył się bardzo, bo nie zważając na rozpaczliwe wykrzykniki Welskiego — szybko się oddalił — pozostawiwszy mu na pociechę, swój bilet wizytowy z dokładnie napisanym adresem.
Den chciał działać bez zwłoki. Pospieszył do domu, przebrał się w wieczorowy strój i po chwili jechał do „Palace Hotel’u”, gdzie wiedział że tam prawie codziennie na kolacji bywa Lesz-