Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Rycerze mroku.djvu/129

Ta strona została uwierzytelniona.

z wytwornych apaszów pochwycić za kołnierz, ani też ubrylantowanej damy nazwać — nierządnicą! Ci bohaterowie powojenni byli daleko niebezpieczniejsi od braci z „Mordowni“ — gdyż nadawali ton po restaurącjach i dancingach, prowokowali niemal swym, w nieuczciwy sposób, osiągniętym zbytkiem — i pod podobną piersią nigdy lepszem uczuciem nie zadrgało serce...
Do ich liczby należał i Leszczyc...
Powtórnie skrzywił się Den, przeniósł swój wzrok z obecnych na wejściowe drzwi... i drgnął. Nie omyliło go przeczucie. Śród wchodzących do restauracyjnej sali dojrzał hrabiego. Szedł, witany ukłonami służby i snać, z góry, musiał zamówić miejsce, bo pełen powagi maitr d’hotel prowadził go ostentacyjnie w stronę jedynego, niezajętego stolika.
Okoliczność, iż Leszczyc przybył do „Palace Hotel’u“ sam sprzyjała zamierzeniom detektywa. Postanowił wszcząć rozmowę bez zwłoki, skoro tylko oddali się kelner, przyjmujący obstalunek. Poprzednie, ogarniające go wątpliwości, rozproszył myślą, iż skoro stale prowadził pomyślną grę, opartą na psychologji przeciwnika i tym razem podobną grą uda mu się odnieść zwycięstwo.
Powstał tedy i zbliżył się do Leszczyca.
— Pan hrabia pozwoli?

Leszczyc, zajęty studjowaniem karty potraw, powoli podniósł głowę i z impertynenckiem zadziwieniem obrzucił postać intruza.

123