Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Rycerze mroku.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak sobie!
Leszczyc, gdyby chciał być szczery, musiałby przyznać, że jego sprawy miłosne w stosunku do Reny Drohojowskiej postępuje zupełnie zle. Choć od oświadczyn upłynął zaledwie jeden dzień — panna, gdy dziś z rana przybył w odwiedziny — potraktowała go tak ozięble, tak starała się go pozbyć — iż co do jej uczuć istotnych, nie mógł się łudzić ani chwili.
Zbyt dobrym był hrabia znawcą kobiet, by nie zrozumieć, że daleką jest od zakochania a tylko ta droga, przez jej serduszko, prowadziła do miljonów Drohojowskiego. Ponieważ jednak, Bilukiewicz, wielki do niedawna nacisk kładł na to małżeństwo — nie chciał go drażnić i dał ogólnikową odpowiedź.
Musiał kasjer, z miny Leszczyca się domyślić, że sprawy stoją nie tęgo — a wraz z nowemi projektami — rychłem, za dni parę zagarnięciem wielkiej sumy — marjażowe, odległe zamierzenia stawały się mniej aktualne, bo rzekł:
— Będziesz miał nawet tyle, że nie potrzebną ci do szczęścia się stanie bogata żona i nie będziesz znosił niczyich kaprysów! To, nam obu, do końca życia wystarczyć powinno...
Tak samo myślał i Leszczyc i tem więcej radowały go słowa przyjacieja, iż nie nalegał więcej on na niepewno małżeństwo...

Gdy po odejściu Leszczyca, Bilukiewicz pozostał sam, potarł ręką czoło i coś mruknął, jak

139