pragnąc zasilić swe niewielkie pieniężne zasoby, za dość słonem wynagrodzeniem, ustępowała od czasu do czasu mieszkanie, więcej i mniej znajomym dżentelmenom na karciane rozrywki. Sama przeważnie nie uczestniczyła w nich nawet, posiadając bowiem silnie rozwiniętą żyłkę do gry — przygrywała, zdarzało się, niejednokrotnie więcej, niźli otrzymywała honorarjum za wieczór.
Śród wtajemniczonych — wtajemniczeni tylko dostęp mieli do zacisznego mieszkanka przy ulicy Hożej — potajemny klubik cieszył się zasłużonem powodzeniem i uznaniem. Działo się to choćby dla tego, iż władze tak nieprzychylnem okiem spozierające na wszelki hazard — nie domyślając się istotnego celu zebrań, ze względu na osobę gospodyni — nie wtrącały się do tego, co się u niej dzieje i gracze oddawać się tam mogli swej namiętności, bezpieczni przed prześladowaniami.
Wieczór dzisiejszy zgromadził stołeczną elitę. Prócz paru bankierów i przemysłowców, był i Ciemniowski, antreprener teatrzyku a zarazem właściciel stajni wyścigowej, sławny z tego, że żaden kusz na zielonym stole go nie przerażał i gruby Siodłowski — przyjmujący wielkie zakłady na wyścigach, bogacz znany, który po każdej wygranej narzekał, że tak mało tylko wygrał, był — i dobroduszny, niemniej gruby a świecący łysiną, łysiną piękną, jak kolano bakchantki, Hozen — był i artysta świetny Węgierski i głośny muzyk Kusztejn