jakby tknięty wątpliwościami, z powodu aż zbytnio dokładnego „wywiadu“.
— Dla czego miałabym blagować? Wszystko ci powtórzyłam wiernie, nic nie dodając! Wszak już powiedziałam, że Bilukiewicz był pijany!
Welski nie spał. Z początku jednak, nie wiele zwracał uwagi na rozmowę, raz, że była prowadzoną szeptem, po drugie, że zamierzając lada chwila opuścić Balasa nie chciał nic wiedzieć o jego kombinacjach, by później nie stanąć przed ciężkiem zagadnienieniem, czy go zdradzić i w ten sposów zapobiec jakiej złodziejskiej wyprawie, czy też milczeć i stać się mimowolnym uczestnikiem przestępstwa. Leżał, myśląc zgoła o czem innem i liczył sekundy niemal, rychło li zakończy się narada i będzie on mógł się ubrać i pospieszyć do Dena.
Lecz w miarę, jak pod wpływem śmiałego planu i nadzieji bogatego łupu ożywiała się rozmowa Balasa z Mary i padło w niej parękroć nazwisko Bilukiewicza, drgnął i nadstawił ucha. Jeśli jeszcze mu się zdawało, iż się przesłyszał — to ostatni głośno rzucony wykrzyknik przez Mary, nie mógł nasuwać żadnych nadal wątpliwości. Najwyraźniej mówili o kasjerze.
— Może i lepiej — prawiła teraz, wskazując w kierunku Welskiego — że nie wie! Oni go dobrze znają, rozmawiali o nim!
— O nim?
— Najwyraźniej, o jakimś testamencie!