więcej obchodzi. Jeśli zaś wraz z niemi pójść się zdecyduje, pomijając część łupu, która i na niego przypadnie, więc powiększy wspólny majątek, będą związani wspólnem przestępstwem — silną nicią, nie dającą się tak łatwo rozerwać. Lecz, czemuż tak na nią spojrzał Wawrzon? — czyżby sobie nie życzył udziału Welskiego w wyprawie?
Na Welskiego tymczasem, który nie zaobserwował tych manewrów i groźnie rzuconego spojrzenia, słowa dziewczyny wywarły zamierzony skutek. Tak go zaciekawił szczegół o zdeponowanym w kasie testamencie, że nawet postanowił udać, iż zgadza się przyjąć udział, w wyprawie byle za wszelką cenę, uzyskać upragnioną wiadomość.
— Tak, tak — zawołał, nawiązując do ostatnich słów Mary — to moi wrogowie, wiem o tem... Ale w jakiej kasie jest ten testament?
— Takiś ciekawy? — mruknął Balas.
— Oczywiście?
— A co?... możebyś i ty, derechtor, z nami poszedł?
— Dlaczego nie! Muszę tylko wiedzieć dokąd?
Balas zaczął się cicho śmiać.
— Widzieliśta frajera, jak sie wycwanił? Pójść, może i pundziesz... ale dokąd.. to się dopiro tamuj dowisz...
Welski zamilkł, zły na siebie. Zły był, że wdał się niepotrzebnie w rozmowę, wzbudzając tylko podejrzenie Wawrzona, bo widać było najwyraźniej, że ten go o coś podejrzewa.