lęk przed siłą fizyczną Wawrzona wstrzymywał go przed ostrem starciem. Wprost nie chciał, nie wyczerpawszy innych sposobów, wywoływać głośnego skandalu, zakończonego możliwą interwencją władz bezpieczeństwa, której z wielu względów sobie nie życzył — skandalu, mogącego zaszkodzić Balasowi — co byłoby równoznacznem — odpłaceniem mu się niewdzięcznością za gościnę w jego domu. Mimo, że całą duszą wyrywał się z tej klatki, mimo, iż co rychlej pragnął być u Dena, wstrzymywał się jednak i sądził, że chyłkiem mu się uda umknąć z aresztu.
Wawrzon tymczasem, spiesznie czynił różne przygotowania — w facjatce, na Bednarskej, znikł nastrój ospałości i lenistwa, ustępując miejsca gorączkowej pracy. Wyciągał on z kątów i schówek, różne przyrządy, starannie przed okiem ludzkiem dotychczas ukryte — czyścił je, oliwił, próbował. Wkrótce leżał przed nim cały zbiór pilników, borów, szczypców, dłut, nożyc i „raków” — i na te „statki” spozierał z takiem rozmiłowaniem, z jakiem nigdy, nawet na najdroższą panią Luckę nie spoglądał.
A wszystko to czynił w głębokiem milczeniu, nie obdarzając Welskiego ani słówkiem, jakby chcąc podkreślić swój pełen nieufności stosunek do niego.
Nie rozchmurzył nawet Balasa wyjątkowo suty, tłusty i smaczny obiad, który przygotowała pani Lucka, wielce czuła w przewidywaniu „dobrego in-