Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Rycerze mroku.djvu/197

Ta strona została uwierzytelniona.

mnie... dniem pamiętnym! A o tamtych zamiarach jeszcze pomówimy! Teraz zaś, pańska pomoc jest mi wysoce potrzebną.
— Ale zawsze panie dyrektorze...
— Dla tego też będę prosił, aby pan zechciał przybyć około siódmej wieczór — obecnie już dochodzi druga — spojrzał na zegarek — i mam jeszcze masę spraw — wtedy będziemy swobodni i razem uradzimy, jak się wydostać z tarapatów... Pan najlepiej zna interesy... naszej fabryki..
— Nie omieszkam stawić się o siódmej, panie dyrektorze! — skłonił się kasjer z głębokim szacunkiem.
Wszystko układało się znakomicie. Po opuszczeniu szefa, pokręcił się Bilukiewicz po biurze, coś niby wertował w księgach, choć myśl jego była daleko, a gdy zbliżyła się trzecia, o której to kończyły się urzędowe zajęcia — pośpieszył do domu.
Tam oczekiwał go Leszczyc, który dziś wieczorem wyjeżdżał do Gdańska. I on również zrana, odwiedził Drohojowskich pragnąc wyrazić swe współczucie, z powodu przykrości, jaka ich spotkała oraz zawiadomić o swoim wyjeździe — rzekomo w okolice Kutna, — bo tak opowiadać było bezpieczniej.

Choć nie przyjęła go panna Rena, przepraszając przez służącą, iż z powodu wczorajszych wypadków jest znużoną, cierpiącą i widzieć go nie może — był hrabia w znakomistym nastroju ducha. Powszechnie na mieście już wiedziano

191