Później zapanowała cisza...
Nagle posłyszał Bilukiewicz przytłumiony huk rewolwerowego wystrzału i odgłos, upadającego ciała na podłogę...
Leszczyc przybył na dworzec na kilkanaście minut wcześniej przed odejściem pociągu. Jak umówione było z Bilukiewiczem, miał wyjechać o ósmej do Kutna, w Kutnie zaś przesiąść się do Gdańskiego kurjera. Nabył bilet pierwszej klasy, wyszukał pusty przedział i w nim zajął miejsce.
Teraz dopiero odetchnął.
Wciąż wydawało mu się, iż ktoś go śledzi, że nawet posterunkowy, pełniący służbę na stacji, podejrzliwie zerknął na jego żółtą walizę.
— Stanowczo poczynają mi nie dopisywać nerwy — pomyślał — i szczęście, że to wszystko się kończy... Dawniej, w klubie — wspomniał — naprawdę ryzykowałem a jednak nie przejmowałem się nigdy, gdy dziś lękiem mnie napawa byle szelest... A do obawy niema żadnego powodu! Złapią Welskiego... tysiączki się znajdą w miejscu bezpiecznem... ja... zaś... zostanę szczęśliwym małżonkiem Drohojowskiej!
Raz jeszcze poprawił drogocenną walizę, przykrył ją pledem, usiadł wygodniej i roztworzył wie-