— Welskiego! — powtórzył Leszczyc, nieco blednąc.
— Tak, sam go dzisiaj widziałem! Zresztą cóż tu dziwnego — odsiedział swoje dwa lata i jest na wolności...
— Czy sądzisz, że zechce odgrzebywać stare sprawy, że zechce wznawiać proces?
Bilukiewicz zaczął się długo i serdecznie śmiać.
— Żartujesz chyba — wreszcie wykrztusił — on będzie odgrzebywał stare dzieje! No i cóż z tego? Wtedy nic nie mógł zrobić a cóż dzisiaj dopiero... On nawet nie wie, że my się z tobą znamy! Mnie również nie podejrzewa. Niech szuka zdrów! Przecie na wszelkie rehabilitacje, śledztwa, badania, trzeba pieniędzy, wiele pieniędzy, on siedzi bez grosza a ja się już tem zajmę, żeby mu nikt nie pomógł, ani żeby posady nie znalazł...
— Ale zawsze jeszcze dwa miesiące niepokoju!
— Et!...
Poparłszy to ostatnie zdanie energicznym ruchem ręki, pan Bilukiewicz, zadowolony ze siebie, opuścił mieszkanie hrabiego Leszczyca.
Jeśli twierdził na początku Alfred Welski, że z twardej ulepiony jest gliny, przekonał się rychło, że w niektórych okolicznościach życiowych nie tylko glina najtwardsza, lecz i stal połamać i pogiąć się może.