— Cóż z tego? — odparł kasjer — wszak mógł się istotnie pomylić!
— Zapewne...
Nastąpiło pożegnanie przyjaciół i Leszczyc zszedł ze schodów, nie zauważywszy nikogo.
Natomiast wysmukły, młody człowiek, który przed chwilą kręcił się koło mieszkania Bilukiewicza, nagle wypłynął z mroków ulicy i patrzył za Leszczycem długo w ślad. Zapewne zmienił on zamiar i nie złożył odwiedzin o tej późnej porze, owemu panu, o którego się dopytywał.
Postępek taki może zadziwiłby Bilukiewicza, gdyby o nim wiedział, a nawet podrażnił. Lecz pan kasjer i tak miał dość powodów do rozdrażnienia — bo panna Mary, mimo zaklęć i prośb, opuściła go niemal natychmiast, nie zezwalając nawet się pocałować. I na tej uroczej osóbce głos detektywa wywarł pewne wrażenie.
Welski już od dni paru zamieszkiwał u Balasa. Gospodarz, przyznać trzeba, postępował z nim nader po przyjacielsku i oględnie. Karmił, poił, doglądał, niby matka lub troskliwa kochanka, o swych zamierzeniach co do osoby pupila, nie zdradzając się ani słówkiem. Zbyt dobrze poznał, stary wyga, charakter towarzysza w więzieniu, by sądził że ostateczne zdemoralizowanie pójdzie łatwo. Wo-