Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Rycerze mroku.djvu/52

Ta strona została uwierzytelniona.

od niego z mieszkania a z tylu usług skorzystał — tak się odsunął... Mało, że się odsunął, on zapewniający o swem przywiązaniu, najgorzej oburzał się przeciw niemu w czasie procesu, innym nawet głosił, że uważa Welskiego za przestępcę i zakałę rodziny...
Uśmiechnął się z goryczą.
Co dałby za to, aby mógł przekonać wszystkich o swej niewinności!
I znów przed oczami wyobraźni rysował mu się drugi obraz, obraz owego pamiętnego wieczoru, gdy otrzymał paczkę z pieniędzmi od Bilukiewicza a później tą paczkę znaleziono pustą. Czyżby Bilukiewicz? Nie, to niemożliwe, taki nieskazitelny człowiek! Lecz w takim razie któż to zrobił, jeśli on, Welski, był niewinien? A ten Bilukiewicz również tak postawał przeciw niemu na rozprawie sądowej, jakby się był umówił z Leszczycem a przecież z Leszczycem nie znali się wcale.
Czy w podobnych warunkach możliwem było, nie posiadając śladu najlżejszego, najmniejszej poszlaki starać się o wznawianie sprawy? Nie! — więc cóż teraz pocznie? Ano, pozostaje mu chyba... ten drugi świat, świat Balasa...
Podniecony — nigdy spokojnie myśleć nie mógł o swych przeżyciach — jął odruchowo kroczyć przed siebie. Przypadkiem, szedł właśnie w tą stronę, gdzie oprowadzano konie, gdyż za chwilę miała się rozpocząć nowa gonitwa.

Zdala widziały barwne kurtki jeźdźców —

46