Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Rycerze mroku.djvu/62

Ta strona została uwierzytelniona.

spotka! Pragnąłbym uczynić pewne wyznanie...
Panna, która siedziała w głębokim fotelu śród stosu jedwabnych poduszeczek i poduszek, aż podskoczyła na swem miejscu.
— Wyznanie? Doprawdym ciekawa?
— Tylko nie wiem, jak zacząć!
— Ależ śmiało...
Leszyc pomyślał, iż jest na oświadczyny przygotowaną i do tych oświadczyn go zachęca. Dobierał tedy zdanie najgładsze i już miał je wypowiedzieć, gdy nagle Drohojowska wybuchnęła śmiechem.
— Pragnie pan mi się oświadczyć?
— Tak! — szepnął nieco stropiony.
— No, oczywiście, skoro mężczyzna wierci się, kręci, przybiera pozy uroczyste ma on to na celu... Cóż dalej? Kocha mnie pan szalenie?
— Tak! — bąknął, coraz bardziej zażenowany.
— Szalenie, nad życie! Ha, ha, ha... śmiała się głośno.
Leszczyc zrozumiał, że przegrał — jeśli na możliwość odprawy był przygotowany, nie spodziewał się, że odprawę otrzyma w podobny sposób. Chcąc już tedy wybrnąć z niedanych oświadczyn jeno z godnością, powstał i rzekł.
— Nie przypuszczałem, że pani tak przyjmie moje szczere wyznanie!
Panna Rena przestała się śmiać i zrobiła wielce godną minkę.

— Choć trzpiot jestem, ale gdy mówimy poważnie, to i ja panu poważnie odpowiem. Byna-

56