strój dobrany został ze smakiem, wyrażała się nader poprawnie, a żaden ruch nie zdradzał gminnego pochodzenia.
Nie dziwił się Welski temu, iż jest Mary od swej siostry Lucki tak odmienną. Różnicę ową przypisywał ukrytej pomocy zapewne bogatego „przyjaciela”, który pociągnięty niezwykłą urodą dziewczyny, dokonał metamorfozy i przeobraził ją w gwiazdę czy gwiazdeczkę jakiegoś teatrzyku, Dziwiło go raczej, że nadal z siostrą utrzymuje przyjazne stosunki. Na ten temat właśnie rozpocząć miał dyskretną indagację, gdy nagle ona niespodzianie zapytała.
— Co pan robi u Balasa?
Drgnął. Czyżby i ją zastanowiła jego obecność w złodziejskiem środowisku? Gdyby chciał być szczerym, winien był opowiedzieć towarzyszce swoje przygody — ponieważ nie zamierzał postąpić podobnie, odparł również pytaniem.
— Czemu to panią interesuje?
Ładna osóbka spojrzała nań filuternie z pod opuszczonych rzęs. Przystanęła na chwilę na chodniku, niecierpliwie tupnęła nóżką, obutą w jeden z najpiękniejszych pantofelków stolicy i zawołała zgoła już odmiennym, poufałym tonem.
— Et, skończmy te komedje... i nie róbmy przed sobą fasonów! Ja wiem wszystko o panu, pan pan zaś o mnie i tak wszystkiegoby się niebawem dowiedział! Mam pewien plan! Ale, na ulicy, nie możemy rozmawiać!