niem, przybyszów. Musiała jednak panna Mary być tu osobistością znaną i wielce popularną, bo w ślad za nią biegł cichy szept:
— Te... widzisz... Mańka, grandessa... jaka wyśtafirowana... z frajerem przyszła...
Również gospodarz, zerknąwszy okiem, wykrzywił dziobate oblicze, starając się swej posępnej twarzy nadać uprzejmy wyraz i szturgnął zamaszyście w bok opasłą kelnerkę, która kołysząc się w biodrach, popłynęła w stronę nowych gości.
Gdy zajęli miejsce w głębi sali a towarzyszka zamawiała trunki i przekąski — Welski dyskretnie spozierał dokoła.
Właściwie spelunka ta, na pierwszy rzut oka, nie przedstawiała nic niezwykłego — chyba wielką różnorodność zebranych w niej typów. Obok zbyt przesadnie wystrojonych elegantów — siedziały andrusy w wyświechtanych, połatanych ubraniach, obok kobiet, na których palcach nierzadko połyskiwał brylant kosztowny a plecy otulało drogie futro — dziewczyny uliczne, bez kapeluszy, w chustkach. Lecz wszystkich łączyła wspólna cecha, piętno zepsucia i jakby zaniku szlachetniejszych uczuć ludzkich, wyryte na każdem obliczu, Po chwili baczniejszej obserwacji, poznać było łatwo, iż szynk jest schroniskiem dla tych, których społeczeństwo wyrzuciło poza nawias, że zebrała się tam brać wykolejeńców, niewolników zbrodni i występku — społeczeństwo całkowicie odrębne, dla ludzi porządnych niedostępne, żyjące swojem własnem życiem i rzą-