Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ryta.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.

— Opowiem wszystko Stratyńskiemu!
— Stratyńskiemu?
— Tak!
Spodziewał się ujrzeć lęk na twarzy Very — miast lęku, wykwitł uśmiech.
— Bardzo proszę! — odparła spokojnie.
Jeśli poprzednio wielce zadziwił się Waryński, gdy jego próba zastraszenia byłej kochanki rewelacjami w sprawie Laroche‘a spełzła na niczem — obecnie ogarnęło go zdumienie.
— Nie obawiasz się gniewu prezesa?
— Nie!
— Gdy się dowie, że Otocki jest twoim amantem?
— Niech się dowie!
— Rozstanie się natychmiast z tobą... Wszak szalenie zazdrosny...
— Trudno...
— Nie uczynisz świetnej partji... Zmarnujesz przyszłość...
— Skoro nie może być inaczej...
— Jakto?
— Sama zamierzam zerwać ze Stratyńskim!
— Oszalałaś!
Patrzył na Verę szeroko rozwartemi oczami, sądząc, że w rzeczy samej uległa atakowi obłędu. Z takim trudem wypracowany i wykonany plan rozbijała dobrowolnie?
— Oszalałaś! — powtórzył. — I to wszystko przez tego chłystka Otockiego...

— Może...

95