Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ryta.djvu/117

Ta strona została uwierzytelniona.

— Kocha się!
— Kocha się? Nadzwyczajne...
— A mnie znać nie chce!
— Jak nazwisko szczęśliwego wybrańca?
— Otocki! — warknął.
— Otocki? — powtórzyła. — Vera zna Otockiego?
Jeśli dotychczas tylko była bardzo zaintrygowana, co jej „buldog“ opowie, to obecnie posłyszana wieść zdumiała ją niezmiernie. Jakby zasłona spadła z oczu. Poczynała wszystko pojmować.
— Więc Vera zna Otockiego! — powtórzyła z goryczą — Ach, rozumiem...
— Rozumie, pani? — Przytaknął — Rozumie pani wszystko?
— Walizka?
— Z walizką to inna historja... — niechcący wymknęła mu się prawda.
— Historja? — badała, drżąc ze wzruszenia, że wnet posłyszy, w jaki sposób rozbito jej tak świetnie opracowane plany.
— Kiedy pani pozostawiła kufereczek u Otockiego, nie znał on jeszcze Very... Ta, zawarła umyślnie z nim znajomość, wiedząc, że żółta torba znajduje się u niego w mieszkaniu...
— Acha...

— Przyszła doń z wizytą... Co między niemi było, niewiadomo... Sądzę — dodał, w nowym porywie uniesienia — że wówczas została kochanką Otockiego. Ona twierdzi, że uśpiła go narkotyzowanemi pa-

111