Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ryta.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.

— Otóż tak wygląda prawda!... Vera poznała Otockiego, chcąc wydostać podstępnie walizkę, co się całkowicie udało. Jednak na tem nie zakończyła się znajomość! Rozmiłowała się w gryzipiórku.
Stratyńska powoli podniosła oczy, wymówiwszy cicho:
— Nie obawia się, że o wszystkiem ojciec się dowie?
— Sama chce zerwać z prezesem...
Dziwny cień przebiegł po jej twarzy.
— Chce zerwać!
— Niewątpliwie! Również i mnie prawie wyrzuciła za drzwi...
— A cóż Otocki? Czy wie wszystko o Verze?
— Sądzę, wszystko...
— I o zamianie walizek?
— Zapewne!
— I o jej przeszłości?
— Vera znajduje się obecnie w takim stanie ducha, że mogła mu uczynić szczerą spowiedź...
— Hm... i o panu?...
— Wątpię...
Znów zmarszczka głęboka zarysowała się na czole Stratyńskiej. Posłyszane rewelacje zmieniły całkowicie dotychczasowy stan rzeczy. Najzaciętszy wróg sam usuwał się z placu boju.
— Ojciec nie wie jeszcze o niczem? — raptem zapytała.
— Nie...

— A Otockiego mogą zrazić różne... hm... „fakty“ z jej przeszłości?

113