Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ryta.djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale cóż się stało? — powtórzyła, a gdyby Otocki mniej był podniecony, zauważyłby lekką ironję w jej głosie.
— Przypominasz sobie moją opowieść o tej nieznajomej?
— Która pozostawiła walizkę?
— Tak!
— Więc o nią chodzi? Bardzo interesujące! Pojawiła się powtórnie...
— Oczywiście...
— Wytłomaczyła wszystko? — Vera świetnie już teraz udawała zaciekawienie.
— Poczekaj! Po kolei powtórzę...
— Słucham?
— Zjawiła się tedy wczoraj około południa... Jakaś blada, wystraszona, nieszczęśliwa... Wydawało się, że nie spała całą noc... Sukienka i płaszczyk powalane...
— Nadzwyczajne!
— Zażądała oddania walizeczki... Przyniosłem więc walizeczkę... Otworzyła ją i wtedy dopiero rozpoczęła się awantura.
— Awantura?
— Tak! Wyciąga ztamtąd jakieś śmiecie... stare gazety, pudełka i poczyna we mnie wmawiać, że znajdowały się tam dokumenty i biżuterja... Rzuca się, niczem furjatka...
— Szantaż? — znów z ust Very padło zapytanie, w którem zadźwięczał źle ukryty śmiech.

— I ja tak z początku sądziłem! Sądziłem, że sprytna awanturnica, opowiedziawszy mi zmyśloną bajeczkę i pozostawiwszy kufereczek z bezwarto-

6