Prezes Stratyński siedział w swoim gabinecie za wielkiem mahoniowem biurkiem.
Przed nim leżała cała plika papierów, jakieś pisma urzędowe, listy, oczekujące podpisu.
Ale ta pilna korespondencja nie interesowała w tej chwili prezesa. Podparłszy czoło ręką, w zamyśleniu spozierał przed siebie, a palce machinalnie bawiły się ołówkiem.
Ach, wciąż przykrości, same przykrości...
Przedewszystkiem Vera... Co właściwie ma oznaczać jej postępowanie? Te ciągłe zwłoki, niechęć wyznaczenia terminu ślubu... O tem, że go nie kocha — wie dobrze... Ale czyż tylokrotnie nie zapewniała Stratyńskiego, że po doznanych przykrościach i różnych zawodach, miłość nie gra żadnej w jej życiu roli. Czy nie zapewniała, że szuka męża, przyjaciela, opiekuna a nie kochanka? Więc dlaczego zwłóczy, dlaczego nie chce, aby ich stosunek przybrał określone kształty. Istnieje jaka przeszkoda? Kto inny pociąga