Stratyńska przez chwilę stała w niepewności...
Co czynić?
Wyjść, czy też pozostać i usiłować ułagodzić ojca, udając oddaną i czułą córkę?
Rozumie, że dotknęła go bardzo, rozumie że niechęć wznieca ten, który przynosi niemiłe wieści, lecz właśnie należy rozproszyć tę niechęć, należy go przekonać o swojem przywiązaniu...
Prezes znów siedział, ukrywszy twarz w dłoniach i niby zapomniał o obecności dziewczyny.
Zaryzykuje...
— Gniewasz się na mnie, papo? — szepnęła.
Milczenie.
— Czem zasłużyłam na twój gniew...
Zdawało się, że mówi do jakiegoś martwego przedmiotu, zdawoło się, że nie dobiegają wcale Stratyńskiego jej słowa lub udawał, iż ich nie słyszy.
Ponieważ jednak nie przerywał, ani nie ponowił rozkazu opuszczenia pokoju, ośmieliło ją to i podszedłszy blisko, jęła leciutko gładzić go po ramieniu.