Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ryta.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.

lub odzyskać klejnoty, rzekomo zabrane przez Otockiego, były to w każdym razie wybryki niedopuszczalne, wybryki, które kodeks karny kwalifikował, jako przestępstwa... Nie mógł uznać jej tłomaczenia, że cel uświęca środki i że robiła wszystko, byle otworzyć mu oczy i uwolnić od „przewrotnej grzesznicy“.
Ale pocóż przybywał ten drab? Szczyt bezczelności!
Zażąda odszkodowania za stracony czas przy nieudanych „wyprawach“? Oto w jakie miłe sytuacje pakowały go szaleństwa dziewczyny.
— Więc? — zapytał, pragnąc jaknajprędzej go się pozbyć, a rozumiejąc, że wypadnie okupić milczenie apasza. — To wszystko?
— Nie...
— Nie wszystko? — powtórzył zdziwiony.
— Coby było wszystko — począł andrus, przystępując do najważniejszej części swych rewelacji — to nijak bym nie miał śmiałości, panu prezysowi głowy zawracać. Nie poszli roboty, nie podleciał fart... to i kuniec... Do nikogo nimam pretensji...
— Ale, gadajże pan wyraźniej! — przerwał ze zniecierpliwieniem Stratyński.
— Kiedy... — Józek dobierał wyrazów.
— No...
— Panienka je niby moja żona!... — nagle wyrzucił z siebie...
— Oszalał pan? Żona...
— Ano kochanka...

Jeśli Stratyński, posłyszawszy niemiłe wieści o Verze, z początku nie chciał im dać wiary, to teraz

139