Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ryta.djvu/147

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dość! — krzyknął Stratyński zmienionym głosem
Wprost fizyczny ból sprawiały mu wyznania łobuza. Widział w wyobraźni swoją córkę w objęciach ohydnego draba, widział, jak wstrętny, brudny dryblas pieścił ją poufale, czynił, co tylko chciał... Córka? Nie, doprawdy można oszaleć... Toć to dziewczy na ostatecznie zepsuta, gorsza od ulicznicy, która, aby nasycić swą zemstę, nie cofa się przed niczem.
A przeciw komu była skierowana ta zemsta? Przeciw niemu w pierwszym rzędzie. Bo teraz wszystko doskonale pojął. Kiedy nie udało się jej zdobyć dowodów, obciążających Verę, zdecydowała się zostać kochanką apasza, aby ojca skompromitować, ośmieszyć, doprowadzić do skandalu. Potem dopiero, widocznie, zetknęła się z Waryńskim i posłyszała od niego, co tamten mu powtórzył niedawno. Wtedy przybywa i śmie odgrywać komedję uczciwości i przywiązania! O mały włos nie uległ jej czułym słówkom! Byłby uwierzył i wszystko wybaczył, gdyby nie niespodziewane odwiedziny andrusa...
Potworne... Ależ ona naprawdę jest obłąkana... Chyba...
Prezes nie mógł powstrzymać się dłużej, Szybko podszedł do drzwi.
— Wejdź! — zawołał.

Dziewczyna stała w przyległym do gabinetu salonie, cała drżąca. Dobiegły ją niektóre frazesy, prowadzonej tam rozmowy i wiadomem już jej było mniej więcej, co Józek opowiedział ojcu i że

141