Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ryta.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.

ła na mnie, jak na warjata i wzruszywszy ramionami odeszła...
— Ach, tak... — westchnienie ulgi wyrwało się z piersi pięknej grzesznicy — Rzeczywiście, obserwowałam zdaleka, żeście zamienili parę słów i że nie potraktowała cię zbyt grzecznie... Byłam zdumiona...
— Cóż ty o tem wszystkiem sądzisz?
Na twarzy Very odmalowało się świetnie odegrane zakłopotanie.
Wzruszyła ramionami.
— Cóż ja mogę sądzić? Wciąż mi się wydaje, że uległeś przywidzeniu...
— Nie, Vero...
— Skoro twierdzisz tak stanowczo, w głowę zachodzę, co to wszystko znaczy...
Otocki począł nalegać.
— Przecież znasz ją dobrze! — rzekł — Prędzej możesz się domyślić...
Zaprotestowała.
— Znam Rytę bardzo mało... Zaledwie od tygodnia bawi w Warszawie... Widziałam ją przedtem tylko raz, a następnie po raz drugi u mnie na zebraniu... Sam chyba rozumiesz, że Stratyńskiego krępuje dorosła córka i nie narzuca mi jej towarzystwa.
— Rozumiem... Ale czyś nie słyszała? Może naprawdę obłąkana? Co znaczyła wizyta tamtych dwu jegomościów, którzy szukali dziewczyny... Przecież nie był to Stratyński...

— Daję słowo honoru, że są to takie same dla mnie zagadki, jak i dla ciebie... Czy Ryta jest nienor-

9